Przetłumacz sobie! Tu masz Translate!

środa, 20 maja 2015

Zamówienie 001| Caroline | "Przyjaźń - Nienawiść - Przyjaźń - MIŁOŚĆ"

Zamówienie dla: Caroline
Para: Fedemila
Wykonująca: Lilly xD
Przedział wiekowy: +16
Miejsce wydarzeń: Opuszczona fabryka (BA)
Uwagi: Coś w stylu Piły. Fede i Lu znają się długo, ale nie lubią.. Ludmiła zostaje uprowadzona przez Piłę, a Fede musi ją uratować. HAPPY END
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyjażń - Nienawiść - Przyjaźń - MIŁOŚĆ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ludmila: Cześć, nazywam się Ludmila Ferro, mam 22 lata. Moi przyjaciele są dawno po ślubie, z dziećmi... A ja? Ja nie mam ani chłopaka, o dzieciach nie wspominając. Pracuję w barze ze striptizem. Nie, nie. Wiem co teraz myślisz. Nie tańczę na rurze, tylko jestem barmanką. Prawie każdy napierdolony facet próbuje mnie zaciągnąć do łóżka. Z negatywnym skutkiem. Na szczęście Leon i Diego, moi przyjaciele, są w ochronie. Ale dość o mnie. Idę właśnie do pracy. Tak, jest 18:56, a ja idę pracować. Dzisiaj mam drugą zmianę. Pierwszą ma Lena, moja przyjaciółka. Kiedy nie jestem w pracy, ciągle siedzę sama, bo wszyscy z mojej paczki pracują od 8:00 do 20:00. Masakra. Jest jeden chłopak facet, który nie pracuje tak długo... No ale my się nie nawidzimy. Właściwie, to on się przestał do mnie odzywać, ja za to na niego 'FOCH' i nienawiść gotowa! Kiedyś byliśmy przyj...
- Cześć. - usłyszałam oschły głos, który przerwał mi moje rozmyślania.
- Czego chcesz?! - rzuciłam ostro.
- Ej, ej, ej, ej. Spokojnie, bo ci żyłka pęknie. Przecież się na ciebie nie rzucę. - nie. Nie powiedział tego!
- Federico, nie mam ochoty z tobą rozmawiać, tym bardziej, że jesteś najebany.
- Po pierwsze. Przepraszam, że chciałem dodać trochę humoru w naszą rozmowę. Po drugie, chciałem zapytać, czy mógłbym z tobą iść do tego twojego klubu.
- Japierdole,  może od razu pójdziemy do ciebie? - czujecie sarkazm?
- Ironia? - zapytał.
- Nigdy nie mówiłeś, że masz na nazwisko Kolumb. - podniósł brew w pytającym geście. - No przecież Amerykę odkryłeś, nie? - sztucznie się uśmiechnęłam.
- To mogę iść z tobą?
- Dalej! - ruszyłam w kierunku baru. Po wejściu do środka od razu zaatakowała mnie Natalia. Najgorsza żmija na świecie. A w dodatku striptizerka!
- Lu, mówiłaś że jesteś tylko barmanką i nigdy nie pójdziesz w moje ślady.
- Wiesz co, Nata? Stul dziób, bo od tego twojego "słodkiego" głosiku,  aż mnie mdli. A ten dupek się tutaj za mną przyczłapał. Teraz przepraszam, bo ja tu przyszłam pracować. - warknęłam i poszłam się przebrać. Thomas, mój szef, kazał nam chodzić w stroju króliczka. PlayBoy'a! Kiedy już wróciłam przebrana, odezwał się najmądrzejszy:
- No, no. Ładnie wyglądasz, króliczku. Pokicamy gdzieś razem?
Miałam ochotę mu porządnie przyjebać, ale niestety nie mogę.
- HaHa. Bardzo śmieszne. Podać ci coś, czy będziesz tu tak siedzieć i wytykać mi mój strój?
- Poproszę jakieś duże dobre piwko, kieliszek Finlandii oraz szklankę Jacka Daniels' a do połowy z colą i dwiema kostkami lodu. - powiedział to wszystko na jednym wydechu. Podałam mu to wszystko i jak głupia patrzyłam, jak to wszystko chleje.
- Wiesz co? Idź może lepiej do domu, połóż się tam, bo za chwilę będą cię stąd musieli wynosić. - powiedziałam patrząc NA jego powoli zamykające się oczy. Jest 22:13, a on jeszcze tu siedzi!
- To papa, króliczku! - wstał i mówiąc to, puścił do mnie oczko. Już chciałam mu coś powiedzieć, ale zniknął. Po chwili obok mnie pojawiła się Lena, druga barmanka w tym samym stroju, co ja.
- Idź do domu, Lu. Thomas i tak jest tu, więc byłabym w domu sama. - powiedziała dziewczyna mojego naszego szefa.
- Dziękuję, kochana! - przytuliłam ją i poszłam się przebrać. Idąc chodnikiem, poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Powoli się obróciłam, ale zobaczyłam tylko kij baseball'owy. Potem była już tylko ciemność i przeszywający ból.
Federico: I, kurwa, zajebiście! Jest coś około 7:40, a ja dopiero teraz się obudziłem! Śniła mi się Lud... mila. Ludmila. Myślę o niej, a to jest dziwne.
Tit Tit!
Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości. Treść:
Przecież widać, że ci na NIEJ zależy.
Ale czy zrobisz wszystko, żeby JĄ uratować?
Ty już przegapiłeś swoją szansę...
                      Serwantesa 14
Przeraziłem się. Kto to był? Skąd wie? Skąd ma mój numer? W głowie tysiące myśli, w sercu dziwny ucisk, a przed oczami - Luśka. Uszykowałem się u wyszedłem. Ruszyłem pod podany adres. Musiałem się dowiedzieć, co się dzieje z Lu. Nadal czułem jeszcze alkohol, więc poszedłem piechotą. Biegłem ile sił w nogach, ale że ulica Serwantesa jest pięć przecznic dalej, a ja wypiłem nie małą ilość alkoholu, to trochę mi to zajęło. Wreszcie dotarłem pod podany adres. Była to opuszczona fabryka zabawek z powybijanymi oknami i zgniłymi ścianami.
- Halo! Jest tu ktoś?! - darłem się. Po chwili usłyszałem bolesny krzyk. Byłem tak zdenerwowany, że wszystko mi brzmiało jak ONA. ~Lu!~ pomyślałem. Pobiegłem za dźwiękiem. Kiedy dotarłem do drzwi, próbowałem je wyrwać, ale niestety, chyba uderzyłem o nie głową i upadłem na ziemię.
Ludmila: Obudził mnie bolesny krzyk kobiety. Chwilę później zauważyłam, że jestem przywiązana do krzesła! W pomieszczeniu śmierdziało... zgnilizną? Tak, zgnilizną. Było ciemno, ale po jakiś kilku sekundach,  jeden mocny reflektor puścił światło wprost na mnie. Na podłodze leżało mnóstwo martwych ciał. Jedno na drugim. Przed sobą zobaczyłam przeszklony otwór. Za wyjątkowo brudną szybą zauważyłam Thomasa.
- Już się obudziłaś? - usłyszałam jego wyraźny głos
- Thomas, co ja tu, do cholery, robię?! - krzyczałam i wyrywałam się.
- Spokojnie. Nie wierć się, bo i tak zginiesz. - mówił ze spokojem
- TO MI POMÓŻ!!!!!
- Jedyne, jak mogę ci pomóc - zaczął - to wmawianie ci, że ON cię uratuje... - dał nacisk na "On", po czym przez szybę pokazał mi JEGO bezwładne ciało. ~Pasquarelli...~pomyślałam. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Może jednak to, co do niego czyje, to nie nienawiść... Heredia śmiał mi się prosto w twarz, kiedy błagałam go, żeby mu nic nie robił. Jak ja mogę mogłam u niego pracować?! Poczułam silne pieczenie na prawym barku. Zostałam uderzona jeszcze kilka razy w to samo miejsce, aż do krwi. Dziewczyna stanęła przede mną i mogłam ją poznać.
- Lena?! Ty też?! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! Jesete... - nie dokończyłam, bo zakleiła mi usta taśmą. Zadała mi jeszcze kilka(naście) ciosów, po czym drzwi do sali otworzyły się. Mimo obrony, atakowi i silnej woli Leny, chłopak stłukł ją. Odkleił mi usta i odwiązał. Później wziął, na wpół żywą mnie, na ręce i wybiegł z budynku.
- Fede, co z Thomasem? On mnie znajdzie i zabije... Tobie tez to grozi... - szeptałam przez łzy z niespokojem. Wszystko mnie bolało, było mi słabo i miałam wrażenie, jakbym umierała. Dobiegliśmy do jego willi. Nie wiedziałam, że z pracy architekta zarabia się tak duży hajs! Położył mnie na kanapie i opatrzył. Przykryta kocem zasnęłam. Śnił mi się Feduś... znaczy... Ok, niech będzie. Śnił mi się Feduś.
Federico: Ona jest taka słodka, jak śpi. Tak teraz nie wstydzę się uczucia do niej. Uświadomiłem sobie, że miłością mojego życia jest właśnie ta barmanka! Nagle zaczęła się wiercić i kopać. Obudziła się z krzykiem.
- Wszystko dobrze, Lu. - uspokajałem ją. Cała spocona wtuliła się we mnie.
- Dziękuję, Fede. To dla mnie dużo znaczy, że ze mną jesteś. - powiedziała. A, że o trochę brzmiało, jakbyśmy byli razem, szybko się poprawiła. -  Że ze mną TUTAJ jesteś.
Znowu ją przytuliłem. Stokroć razy czulej. Czułem jak się uśmiecha. ~Raz kozie śmierć!~ pomyślałem i pocałowałem ją. Blondynka nie została mi dłużna. Pocałunków było coraz więcej, aż w końcu wdarłem się do środka jej ust. Leon i Diego pewnie by krzyczeli teraz coś typu "Chłopie, daj jej odetchnąć!" Kiedy oderwaliśmy się od siebie, powiedziała:
- Federico, jeśli mnie kochasz, to udowodnij, wykrzycz to całemu światu, bo nie wiem, czy właśnie nie zrobiłam z siebie idiotki.
- Kocham cię. - szepnąłem jej do ucha.
- Czemu zrobiłeś tak?
- Bo ty jesteś całym moim światem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kupa, kupa, kupa, kupa!
Nie dość, że nie trzymałam się połowy tego, co zamówiłaś, to jeszcze tak późno!!
Przepraszam, za takie gówno.
Tak, to jest gówno, naprawdę.
Ale teraz spinam dupę i piszę resztę zamówień. 
Niestety, Jagoda nie może, bo ma full nauki.
Dobra spadam.
Kocham was, pamiętajcie o tym! <3









poniedziałek, 4 maja 2015

One Shot Mara: Remembering Lara + Happy Birthday!

 One shot dedykowany Julitce! Wszystkiego naj, w dniu urodzin i stuuuuu latek jeszcze!
★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★☆★
 Wróciła do domu z kolejną receptą. Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. Przecież do niedawna nic jej nie było! Kiedyś by się cieszyla, bo nie chodzi do szkoły i w ogóle. Ale teraz mimo młodego wieku jest bardzo dorosła. Wszystko przez jej chorobę.
 U szesnastoletniej Lary Baroni, nie cały miesiąc temu, wykryto białaczkę. Jej matka tośtała ją po "najlepszych spechalistach", jak to sama mówiła. Każdy potwierdzał diagnozę. Co lekarz to to samo. 'Białaczka. Bardzo mi przykro'. Standardowa formułka każdego z nich. Dziewczyna przyzwyczaiła się do tego, że za kilka tygodni umrze. Musiała. Gdyby ktokolwiek, chociażby leciutko podważył to, że przeżyje i zginie śmiercią naturalną, wyśmiałaby go. To się stało jej hasłem głównym. 'Nie przywiązujcie się do mnie, bo za niedługo umrę!'. Matce krajało się serce, patrząc na samotną córkę. Lara często podśpiewywała sobie różne piosenki. Jej ulubionym wykonawcą była Hayley Williams z Paramore. Lecz chętnie słuchała Lodovici Comello, albo All Time Low. Od taty uczyła się grać na gitarze basowej. Chciała wypełnić swoje życie czymś, co może mieć zawsze. Więc stara Baroni zapisała ją do szkoły muzycznej. Z początku dzieciaki wyśmiewały ją. No bo chora, bo dziwna. Bo inna. Przesłuchania poszły jej bardzo dobrze. Zaśpiewała 'Feeling Sorry', zagrała 'Don't Live Me' i zatańczyła 'Universo'. Czuła, że się dostanie. I tak się stało. Żałowała tego bardzo. Kolejne wyzwiska, śmiechy w jej kierunku. Powoli zaczęła nie wytrzymywać. W końcu zdarzyło się, że podniosła na wszystkich głos.
- I TAK ZA KILKA TYGODNI UMRĘ! WTEDY BĘDZIECIE MIELI TYLE POWODÓW DO ŚMIECHU, ŻE NIE BĘDZIECIE W STANIE ZLICZYĆ!
Usłyszał to chłopak w jej wieku. Może starszy. Zastanawiał się nad jej słowami. Mimo tego, że unikała wszystkich, wydała mu się interesująca. Chciał ją poznać. Poznać i pokazać, że świat ma barwy. Że to, iż za chwilę może umrzeć, nie musi oznaczać smutku. Że trzeba się cieszyć z tego co się ma. Na jakiejś przerwie zauważył ją samą, w sali z instrumentami. Bez wachania wszedł, wziął gitarę i zaczął grać 'Remembering Sunday'. Była to dla niej najpiękniejsza piosenka All Time Low. Dołączyła do niego pod koniec. Od tamtego czasu zbliżyli się do siebie. Często razem śpiewali właśnie tą piosenkę. Ona uśmiechnęła się po raz pierwszy od kilku tygodni dzięki niemu. Marco Tavalli starcił rodziców w wyniku wypadku. On sam był w ciężkim stanie. Po wyjściu ze szpitala trafił do domu dziecka. Znienawidził świat. Myślał, że już nic dobrego go nie spotka. Dopiero jedna z koleżanek uświadomiła mu, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Wtedy zaczął doceniać sprzątaczki, opiekunki, kucharki, woźnego, i tak dalej. Dotarło do niego, że nie może nikogo obwiniać za ich śmierć. Do tamtej pory wyżywał się na wszystkich. Opowiedział całą historię swojej przyjaciółce. Uwierzyła w świat. W ludzi. W przyjaźń. Zaczęła znajdować kolory w życiu. Jednak nie trwało to długo. 22.11.2011r. Data, której Tavalli nigdy nie zapomni. Dziewczyna straciła przytomność, po zaśpiewaniu 'Dance Dance'. Zadzwonił po karetkę, wołał pomoc. Pogotowie zabrało Baroni do szpitala. Tam była jej matka i ojciec.
- Co z nią? Co się z nią teraz dzieje? Co jej robią?
Pytał patrząc przez szybę. Widział, jak leży nie ruchomo przypięta do jakichś maszyn. Lekarze stali nad nią z papierami w rękach. Jeden z nich przeprowadził jakąś zupełni niepotrzebną konwersację, z państwem Baroni. Gdyby umarła nie wybaczyłby sobie. Któraś z pielęgniarek powiedziała, że ma wejść. Zdziwił się, dlaczego akurat on? Usiadł przy niej i ścisnął jej dłoń. Mówił do niej, jak bardzo jej potrzebuje. Z każdym słowem uświadamiał sobie, jak bardzo ją kocha. W końcu, gdy w drzwich stanęła jej mama, powiedział ciche 'Kocham cię'. Chciał iść, ale ona ciągle trzymała jego rękę. Jej rodzice weszli. Ucałowali ją, a ona wciąż nie wypuszczała go z uścisku. W końcu wykrztusiła z siebie ledwie dosłyszalne 'Ja ciebie też, Marco'. Krótko po tym jedna z maszyn, która dotychczas wypiskiwała rytm jej serca zaczęła nieprzerwanie piszczeć. Państwo Baroni wybiegli z płaczem, a on wpatrywał się w nią tępo. Myślał, że to jakiś cholerny sen,  którego niedługo się obudzi. Niestety, wszystko było prawdą. Ona nie żyła. Kolejna osoba, tak bardzo ważna dla niego, zmarła. 23.02.2012r.. Znienawidził ten dzień jeszcze bardziej, niż 22 listopada. Dowiedział się, że Lara Baroni żyje. Żyje i ma się świetnie, ponieważ jego kolega, Diego Hernandez się z nią spotyka. Dziewczyna nie pamiętała nic. Kompletnie. Dlatego zgodziła się na romans z Hiszpanem. Diegito powiedział, że pozna ją z jego przyjacielem. Gdy go zobaczyła, wróciło wszystko. Miała ochotę go przytulić, ale on odepchnął ją. Myślał, że bezczelnie go wykorzystała. Że ciągle pamiętała te wszystkie chwile i robiła mu na złość. Nie chciał jej znać. Rozpłakała się. Walczyła ze śmiercią tylko dla niego. Szybko wytłumaczyła całą akcję Hernandezowi.
- Leć do niego.
Jego słowa trochę pocieszyły Larę. Wybiegła z kawiarenki i szukała Tavalliego. Meksykanin nie mógł być daleko. Wkrótce dostrzegła jego charakterystyczną czuprynę. Pobiegła tam i złapała za nadgarstki. Zaczęła mu opowiadać wszystko, co do szczegółu. Uśmiechnęła się, bo ją wysłuchał. Dał jej szansę. Powiedziała, że zerwała z Diego i że chce być w pełni szczęśliwa tylko z nim. Z Marco Tavallim. Pocałował ją. Tak o. Po prostu. Bez wymówek, pytań. To wszystko nie potrzebne. Waże, że oni wiedzieli, że są razem. 15.03.20016r. Na świat przyszła mała Valeria. Lara i Marco stwierdzi, że ślub jest im niepotrzebny. To tylko zbędne świstki. 'Miłość ma się w sercu, a nie na papierze' Jest to ich motto. Jeśli chodzi o chorobę Lary, to czasami traciła przytomność, ale tylko na chwilę. Nauczyli się z tym żyć. Nauczyli się żyć razem w szczęściu. Swoim szczęściu.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Heloł, perełki!
Kolejny nudny OS, w moim wykonaniu.
Ja nie wiem, co ja robię na tym blogu! Zaśmiecam internety?!
Mam pytanie do czytelniczek.
Czy mi się wydaje, czy wy jesteście tu dla mnie?
Bo na serio, głupi się czuję, widząc te wszystkie komentarze i wgl.
Boję się, że zamówienia będą tylko do mnie.
Proszę, dajcie szansę Jagodzie. Dziewczyna ma na prawdę, wielki talent. Aż jej zazdroszczę!
No i oczywiście muszę gdzieś tu wplątać: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, JULI! SPEŁNIENIA MARZEŃ, SPOTKANIA RUGGA I MER, WIĘCEJ CZYTELNICZEK, WYŚWIETLEŃ, KOMENTARZY I TAKIEJ JEDNEJ ZAJEBISTEJ... CZEKAJ, JAK ONA MIAŁA? AHA! TAKIEJ JEDNEJ ZAJEBISTEJ CZYTELNICZEKI, SOSIKA!!
Dobra nie przedłużam. Piszę ten OS na telefonie o 23:08, mama by mnie zabiła, mam wyłączone światło i siedzę pod kołdrą. Dzisiaj jest 3.05.15., ale pewnie dodam to później.
To...
Papa!

Lilly xD
Dawna Sophie ^^